Za siedmioma wzgórkami i siedmioma mosznami polski książę Parwenio Infidelio del Szko pojął za małżonkę marokańską księżniczkę z Zahagów Frankofonów rodu, zjawiskową Ghizlane o wszystkich zębach swego chowu, od swego małżonka w odróżnieniu od. Działo się w Maroku dnia tegoż pańskiego, oj działo! Książę Z Piersi nadał matce swych przyszłych dzieci piękne arabskie nazwisko Mieszkowski, na dobre wiążąc się z paryską kulturą croissantów, w którą w akompaniamencie niżej podpisanego Adriana, Lukasa przecinaka i siostry Dodo Szkoskiej został dwa roki wcześniej wprowadzon był do tam.
Wpada czasem grać z nami, przypominając nam, jak to drzewiej bywało, gdy najzdolniejszy z nas był z nami. W sezonie onym wpadł na meczów trzy, strzelając dwie, asystując przy dwóch następnych. To właśnie na karb ograniczonej piotrkowej i sobolowej obecności w meczach należy głównie zrzucić, iż naszym własnym wewnętrznym strzelców królem tego pierwszoligowego sezonu… zostałem ja, zwany Adrianem. Choć moja magiczna bariera siedmiu bramek w sezonie pozostała dziewicą i tak golową płodnością najbardziej zaskoczony jestem ja sam, a na koniec dnia zapamiętam z tego sezonu bramkę tylko jedną. Nas siedmiu, bez rezerwy, ich… w każdym razie sporo więcej, jak przystało na lidera. Mucha między słupkami, na tyłach Wielki Tercet: Rufio, Lukas, Norbi. W środku ja i z przymusu sytuacyjnego Tomek \"bratmaria\" Pietrzak, a na szpicy – bo i gdzieżby indziej – legendarny z dwukrotnie większej ilości powodów niż waży kilogramów Szkielu. Do przerwy 0:0, oddychamy rękawami, LGB gryzie i szarpie, my popijamy łapczywie wodę w przerwie, by wyjść mimo wszystko nie jak na ścięcie. Gramy, biegamy, gryziemy, trzęsiemy, kurwimy, chuimy, pierdolimy. Centra. Tomek P. biegnie stroną lewą i podaje na przecinaka na stronę drugą, prawie po ziemi. Wypuszcza mnie na czystą, biegnie na mnie bramkarz, ale z pierwszej uderzam wewnętrzną częścią stopy w trzy dni po swych 30. urodzinach i piłka trzepocze w samym środku siatki. Dowieźliśmy 1:0 do końca, strąciliśmy LGB z pozycji lidera, z czego miał się już nie otrząsnąć, kończąc ligę zaraz za nami, czyli na pozycji czwartej. Niekojarzącym podpowiem – obroniliśmy ligowe pudło. Mucha odbiera statuetkę za najlepszego bramkarza ligi, tuląc pierwszą, jakże zasłużoną nagrodę indywidualną w historii klubu, zaś Pietrzak Tomek po sezonie musiał w końcu poddać się operacji kolana i The Pietrzak Bros właściwie z historii GC wypadają. Wypadają z niej także Grzybki, gdyż Kolejną Wielką Stratą dla Polski jest opuszczenie tejże wraz z małżonką przez Grzyba Starego, Krzysztofa. Remis 3:3 z FC Running Team w trzeciej kolejce ligi był jego ostatnim meczem przed wyjazdem na antypody, czyt. do Australii.
Do gry wchodzi na razie gościnnie Łukasz Bimek – oryginalnie z Lepiej nie pytaj, występ zalicza również kolano-obolały wepmajster Jasiek, a drugim po roku meczem z Izbą Wytrzeźwień powoli piszemy historię słynnych, jakże samozwańczych Derbów Jelonek. Zwieńczeniem jest remisowa potyczka z dźwięcznie dla tego pokolenia brzmiącym Nankatsu, które wprowadza nas w etap melancholijny naszej legendy, kiedy to siłę naszych charakterów mierzyć zaczniemy ilością powstań po padnij.